+7
novaq64 2 września 2016 14:55


Kirgistan to kraj wielkich pustkowi, nieskończonych gór i lodowców oraz malowniczo położonych jezior. Nie znajdziecie tu zbyt wielu atrakcji stworzonych za pomocą ludzkich rąk. Dlatego po niemal dwóch tygodniach włóczenia się po Górach Tienszan oraz Parku Narodowym Ala Archa wyruszyliśmy raz jeszcze poza miasto by spędzić ostatnie dni wyjazdu na łonie natury. Za swój cel obraliśmy jezioro Song-Kul. W Kirgistanie jest co najmniej kilka niesamowitych jezior, które warto odwiedzić i które bardzo się od siebie różnią. Trzy najpopularniejsze i w miarę łatwo dostępne to:

Issyk-Kul - olbrzymie słone jezioro, położone na stosunkowo niskiej wysokości (1609 m n.p.m.). Mieszkańcy Azji Centralnej (Kirgistan to ponoć najbardziej oddalony od morza kraj na świecie) spędzają tu swoje wakacje, wylegując się na plażach otoczonych ośnieżonymi szczytami górskimi. Istnieje wyraźny podział na część północną i południową. Na północy znajduje się większość kurortów w tym m.in. Czołponata, natomiast południe jest zdecydowanie bardziej wyludnione i naturalne. Najbardziej imponujący jest sam rozmiar jeziora, które momentami faktycznie wygląda jak morze. Każdy znajdzie tu coś dla siebie - od standardowego wypoczynku wakacyjnego jak w Chałupach po mieszkanie w jurcie i długodystansowe wycieczki konne.

Ala-Kul - przepiękne, wysokogórskie (ponad 3.500 m n.p.m.) jezioro położone w samym sercu gór niebańskich jest głównym celem kilkudniowej trasy trekkingowej z miejscowości Djety - Oguz do Altyn Arashan, którą szczegółowo opiszę w niedalekiej przyszłości.

Song-Kul - położone na wysokości 3.000 m n.p.m. dużo większe niż Ala-Kul wraz z okolicą tworzą prawdopodobnie największy region pasterski w Kirgistanie. Można tu napotkać liczne stada koni, krów, owiec, a nawet jaków. Nad jeziorem nie ma żadnej infrastruktury, nocować można zatem albo pod namiotem albo u lokalnych pasterzy, którzy w swoich jurtach spędzają tu kolejne sezony w okresie gdy Song-Kul nie jest zamarznięte.

Inne jeziora to m.in. Toktogul, Chatyr Kul, Kol Suu, Sary Chelek i Merzbacher. Niestety nie wystarczyło nam czasu żeby odwiedzić wszystkie. Szczególnie ciekawie przed wyjazdem prezentowało się dla nas jezioro lodowcowe Merzbarcher, do którego prowadzi długa i wymagająca trasa trekkingowa wzdłuż jednego z największych lodowców świata Inylchek w okolicach szczytu Khan Tengri.

Zapraszam Was na fotorelację z naszego dwudniowego pobytu nad Song-Kul.

Do Song-Kul dojazd jest dość problematyczny, ale w granicach rozsądku. Generalnie do wyboru są jak zwykle dwa warianty: szybko i drogo; wolno i trochę taniej. Nas gonił czas więc nie kombinowaliśmy. Z Biszkeku pojechaliśmy tzw. marszrutką do miejscowości Kochkor, a tam w agencji CBT (Community Based Tourism) wykupiliśmy prawdziwe wczasy all inclusive czyli transport wraz z noclegami w jurcie przy jednej z rodzin pasterzy. Jeżeli macie więcej czasu możecie próbować łapać stopa (Kirgistan to nie Gruzja czy Armenia i kierowcy raczej będą oczekiwali od Was zapłaty) albo znaleźć kogoś na własną rękę. Nad Song-Kul nie ma żadnych budynków ani sklepów, więc jesteście zdani na CBT albo na własny namiot i butlę gazową.



Sama droga jest bardzo malownicza, na początku asfaltowym odcinkiem przejeżdża się m.in. przez ciekawe pod względem kolorystycznym wąwozy.



Kolejny odcinek to droga szutrowa, ale szeroka i utrzymana w dobrym stanie.



Takie widoki towarzyszyły nam przez cały czas naszego pobytu w Kirgistanie. Wyrastające praktycznie znikąd bezimienne góry i pagórki, które ciągną się po horyzont i tworzą pofałdowany krajobraz. Bardzo surowe piękno.



Mijamy ostatnie zabudowania.



Nasz kierowca załatwia coś po drodze. Wśród społeczności pasterzy istnieje silne poczucie braterstwa, nic dziwnego skoro w zasadzie zdani są wyłącznie na siebie. Kilka razy zatrzymywaliśmy się by coś komuś dostarczyć (m.in. nową oponę) albo odebrać.





Owce koszące zbocze góry.



Jaki.



W drogę wyruszyliśmy dość późno do jeziora dojechaliśmy już praktycznie o zmierzchu. W tle widać taflę jeziora.



O zmierzchu jezioro prezentowało się bardzo metafizycznie, wyglądało jak zaczarowane.



Tak wyglądała nasza jurta. Spało się bardzo komfortowo.



Na kolacji u naszych gospodarzy. Będąc w Krigistanie kilka razy jedliśmy w jurtach i wszędzie było podobnie. Szwedzki stół, na którym znajdziecie bardzo dużo słodkich rzeczy - dżemy, miody, cukierki, orzeszki i małe smażone bułeczki o nazwie borsok. Mocna herbata nalewana w dużych ilościach do miseczek. Surówka z tartej marchwi mocno doprawiona octem i przyprawami w tym papryką (zaskakująco smaczna). Na pierwsze danie różne wariacje bulionu z kawałkiem baraniny, na drugie plov (pilaf), czyli ryż duszony z mięsem, przyprawami korzennymi i marchewką. Dla odważnych kumys - sfermentowane mleko klaczy, które jest jedynym napojem alkoholowym akceptowanym przez Koran.



Wiemy, że jedzenie było świeże.



Koledzy z sąsiedniej jurty. Z jednym z nich uciąłem sobie dłużą pogawędkę, z tego co zrozumiałem piastował jakieś rządowe stanowisko w czasach istnienia ZSRR i pozwiedzał dzięki temu trochę świata. Był m.in. w Polsce i republikach nadbałtyckich. Generalnie Kirgizi to bardzo ciekawi świata ludzie, wielokrotnie byliśmy zasypywani gradem szczegółowych pytań dotyczących naszej podróży i życia w Polsce. Bardzo ich interesowało jak w oczach świata prezentuje się Kirgistan i czy jest to według nas piękny kraj (Kak Kyrgystan ? Haraszo ?). Zawsze zgodnie z prawdą odpowiadaliśmy, że jest tu przepięknie co spotykało się z niezwykle miłym przyjęciem. W Karakol młody chłopak zaczepił mnie na ulicy i podziękował za to że zechciałem odwiedzić jego ojczyzną. Mogłoby się wydawać, że Kirgistan to bardzo odległy cywilizacyjnie i kulturowo od nas kraj jednak czuliśmy się tu niemal jak u siebie. Myślę, że może być to rezultatem długoletnich rządów ZSRR, który narzucił podobne standardy na całym kontrolowanym przez siebie terytorium. Jest tu trochę jak na Ukrainie, trochę jak w Gruzji.

Dla mnie osobiście cała Azja Centralna to jedna wielka terra incognita, próba zrozumienia historii upadków półlegendarnych państw i bohaterów, następujących po sobie najazdów koczowników tureckich, mongolskich, chińskich, okupacji ZSRR i rządów brutalnych dyktatorów wymaga poświęcenia dużo czasu, którego niestety nie miałem. Jak znajdę chwilę to zabiorę się w pierwszej kolejności za czytanie książek Colina Thubrona (Utracone serce Azji; Cień jedwabnego szlaku). Trzonem tożsamości narodowej Kirgizów jest Epos o Manasie przekazywany ustnie z pokolenia na pokolenie, który przeżywa w dzisiejszych czasach swój renesans.

Na tle swoich sąsiadów Kirgistan pod względem politycznym i ekonomicznym prezentuje się całkiem przyzwoicie, co nie znaczy, że dobrze. Jest to chyba najmniej zbiurokratyzowany kraj w regionie i jednocześnie przyjazny turystom dzięki czemu nie musieliśmy załatwiać żadnej wizy ani też meldować się przy każdej zmianie naszego pobytu. Oczywiście jest tu bardzo biednie, każdy marzy o wyjeździe chociażby do Rosji (USA czy EU to szczyt marzeń), póki co politycy chyba sami nie wiedzą w jakim kierunku dokładnie chcą podążyć. Rządy zmieniają się jak w kalejdoskopie, słabość instytucji państwowych sprawia, że kraj jest podatny na ingerencje polityczne z zewnątrz w tym przede wszystkim Rosji. Ostatnia większa rewolucja miała miejsce w 2010 r., podczas której uwidocznił się również konflikt etniczny pomiędzy Kirgizami a Uzbekami.



Poranek przed domem.



Przygotowania do śniadania.



W jurtach można wypożyczyć konie i pojeździć po okolicznych terenach.



Latem jest tu całkiem sporo rodzin, bardzo chętnie korzystają z możliwości zarobienia dodatkowych pieniędzy na turystach.



Tak mieszka nasza rodzina. Mają w sumie pięć jurt z czego trzy są do dyspozycji turystów. Na pierwszym planie węgiel przykryty płachtą. Nawet latem w nocy jest tu dość zimno. Wieczorem uruchamiany jest agregat prądotwórczy.

Poniżej zapraszam na małe fotosafari i landszafty:













Tata zabrał swoje córki na wycieczkę po jeziorze.



Trzy pokolenia pasterzy.















Jurta w trakcie konstrukcji. Gdybyście chcieli się nauczyć stawiania jurty to możecie sobie wykupić w CBT specjalny kurs. Kto wie, może taka wiedza kiedyś Wam się przyda ?





Jest i ubikacja.











Gorąco polecam zabranie ze sobą lornetki, nad jeziorem jest mnóstwo ptactwa w tym m.in. piękne czaple.





Pogoda nad jeziorem jest zmienna. W ciągu jednego dnia przeżyliśmy dwa krótkie deszcze. Z jednego brzegu jeziora skąpanego w słońcu można obserwować oberwanie chmury na brzegu przeciwległym.



Po deszczu numer dwa mieliśmy tęczę i świetne światło do robienia zdjęć.















Żegnaj piękny Kirgistanie. Pobytem nad Song-Kul zakończyliśmy naszą wyprawę.

Po więcej relacji zapraszam na mojego bloga: http://blogpodrozniczymichalanowaka.pl/

Pozdrawiam
Michał Nowak

Dodaj Komentarz

Komentarze (2)

adamek 11 września 2016 23:13 Odpowiedz
mega mega mega. Kocham Kirgistan <3
novaq64 12 września 2016 10:12 Odpowiedz
adamekmega mega mega. Kocham Kirgistan <3
Wiem ;) czytałem przed wyjazdem Twoje relacje z Kirgistanu, które była dla mnie jedną z inspiracji żeby w ogóle się tu wybrać ;)